W sobotę 19 sierpnia 2017 roku Towarzystwo Edukacyjno-Sportowe „Solvitur Ambulando” zorganizowało jednodniowy rodzinny spływ kajakowy po Wiśle na odcinku Góra Kalwaria – Warszawa. Planowana trasa liczyła 35km i wraz z przerwą obiadową miała nam zająć około 7 godzin i zakończyć się na plaży przy Moście Poniatowskiego w Warszawie.
Warto podkreślić, że to nie pierwszy spływ Solvitur Ambulando na tej trasie. Poprzedni, z wielkim sukcesem i ku zadowoleniu spływających, odbył się 3 lata wcześniej. Było wspaniale! W sierpniu Wisła ma bardzo niski poziom wody i łachy są odsłonięte. Jest też bardzo bezpiecznie. Dodatkowo dużym przeżyciem jest stanąć choćby na moment na mieliźnie pośrodku Wisły, albo nawet w niej samej, brodząc w coraz czystszej wodzie – choć nadal nie tak czystej, o jakiej wszyscy marzymy. Ale marzenia są po to, aby marzyć, a nie po to, aby się szybko spełniały. Może zatem kiedyś, gdy spojrzymy na wartki nurt rzeki, zobaczymy bogactwo fauny i flory, nie zaś mętną otchłań.
Niestety prognozy pogody w tym roku, w dniu, w którym odbyć miał się spływ, nie wydawały się sprzyjać kajakarzom. Do tego stopnia, że niektórym z nas po głowie chodziła myśl o rezygnacji z tej sportowej przygody. Zaniepokojeni zapowiedziami burz i ulewnych deszczy uzgodniliśmy, że wyruszymy wcześniej – o 10 zamiast 12, aby zdążyć dopłynąć we w miarę dobrych warunkach meteorologicznych do portu przeznaczenia. Był to dobry plan, który niestety ostatecznie nie zapewnił nam suchych ubrań i pełnej satysfakcji ze spływu.
Tak jak zaplanowaliśmy, spotkaliśmy się w sobotę rano nad Wisłą w Górze Kalwarii – w miejscu dawnej przeprawy promowej (http://kajakwstolicy.pl/trasy/gora-kalwaria-warszawa/#poczatek). Tam czekali już na nas, wraz ze swoimi kolorowymi kajakami, uprzejmi i kompetentni Panowie z firmy „Kajak w stolicy”. Po przywitaniu się i szybkim instruktażu (a także spakowaniu naszych cennych dóbr do zapewnionych przez firmę wodoodpornych worków) zwodowaliśmy nasze długie łodzie na Wiśle. Świeciło słońce. Co ostrożniejsi posmarowali się kremem do opalania z odpowiednio wysokim filtrem. Czuć było pośpiech i ochotę dopłynięcia do stolicy, zanim rozpęta się straszna burza, która zagrozić mogła śmiałkom. Ruszyliśmy.
Woda była płytka, miejscami nawet bardzo. Nurt raczej słaby, co powodowało czasami konieczność przenoszenia kajaków i spacerowania dnem rzeki. Jednak podróż ta dawała nam szansę przeżycia czegoś niezwykłego. Puste piaszczyste plaże (biały i stosukowo czysty wiślany piasek) witały nas po obu stronach. Czasem były to tylko zarośla, ale trzeba przyznać dzikie i piękne. Pewnie zadajecie sobie pytanie jaka jest woda wiślana, czy zachęca, aby do niej wskoczyć i wykąpać się, czy raczej napawa nas wstrętem. To chyba kwestia indywidualnych upodobań. Warto podkreślić, że już przy pierwszym kontakcie z wodą dobrym znakiem jest brak nieprzyjemnego zapachu, którego można by się spodziewać. Nie było oczywiście, aż tak różowo. W trakcie naszego spływu zdarzało się czasami zobaczyć unoszącą się na powierzchni wody brązowawą pianę, co mogło trochę mniej zachęcać nas do moczenia się w nurtach Wisły.
Opis całej trasy, którą mieliśmy pokonać można znaleźć tutaj:
http://kajakwstolicy.pl/trasy/gora-kalwaria-warszawa/
Trasa była dosyć mozolna. Pokonywanie kilometrów wymagało stałego poruszania wiosłami – a jak wiemy, w przypadku kajaków dwuosobowych, nie zawsze załoga potrafi się zgrać i miast pędzić do przodu, wywija niestworzone figury akrobatyczne.
Jak pewnie już się domyślacie, nie pokonaliśmy całej trasy. Okropna burzą połączona z innymi przykrymi zjawiskami meteorologicznymi zmusiła nas do zakończenia spływu na plaży w Wawrze, zwanej jakże uroczo „Plażą romantyczną” (http://plazaromantyczna.pl).
Dla nas plaża się taką nie okazała. Wraz z inną grupą, która tam kończyła swój spływ, wciągnęliśmy kajaki na stromy brzeg – ciesząc się, że ulewa lekko odpuściła. Część z nas nawet przebrała swoje całkowicie przemoczone ubrania na przezornie zabrane i umieszczone w wodoodpornych workach zestawy awaryjne. Aura nie była jednak dla nas łaskawa: opady wróciły, a plaża romantyczna, nie oferowała zbyt wielu miejsc do schronienia.
Pośpiesznie rozpoczęliśmy logistyczną akcję „odwrót” – zamawiając środki transportu, które miały nas rozwieźć do domów. Zabrakło chwili na podsumowanie i dłuższą rozmowę, ale było fajnie i zapewne wrócimy kiedyś na te wody.